środa, 31 lipca 2013

Uporządkowałem świat mam nadzieje, że po raz ostatni, wepchnąłem go między uszy owijając w kaszmir, dziś czuję jak rozpada się na pierwiastki

Karol wpycha mi język do gardła, błądzi lewą dłonią po udzie, przyciska do siebie, a ja czuję się co najmniej dziwnie, szczególnie z Andrzejem za plecami i Ulką odwołującą najbliższe spotkania służbowe z radością, od której robi mi się niedobrze.
-Musimy już iść.- Wrona podrywa się z miejsca, kiedy Urszula chowa telefon do kieszeni, rzuca mi nieśmiały uśmiech, ściska rękę Karolowi, bierze siostrę za rękę i wychodzą, a ja natychmiast wstaję z kolan Kłosa.
-Nigdzie nie jadę.- wcale nie jest zaskoczony tym, że łażę dookoła stołu z papierosem w ręku i krzyczę z bezsilności, która za niedługo będzie moim drugim imieniem.
-Atena, daj spokój, nie wymigasz się od tego. Co im powiesz? Że jesteś chora?- obdarza mnie jednym z tych swoich kpiących spojrzeń, a ja gorączkowo szukam wymówki, która pozwoliłaby mi pozostać w domu, kiedy moja siostra, Wrona i Kłos będą bawić się w Zakopanem.
-Nie wiem co im powiem Karol, po prostu tam nie pojadę.
-Uwierz mi, też nie mam najmniejszej ochoty patrzeć, jak mój przyjaciel migdali się z tą lafiryndą, ale siódmy raz w tym miesiącu odmawiamy im wspólnego wyjścia. Trochę dziwne, nie?- nic nie mówię, bo ma rację: w piątek jedliśmy romantyczną kolację, w niedzielę odwiedzaliśmy ojca Karola, we wtorek Warszawa była nasza, w środę zaś potwornie źle się czułam.
-Ona nie jest lafiryndą.- mruknęłam żałośnie, bo to jedyne co mi pozostało.

Patrzyłam z wrogością na tylną szybę samochodu Andrzeja, zapchaną jakimiś kocami i poduszkami i cały czas błagałam Kłosa, żeby zawrócił. Tak, błagałam. Uniżałam się przed nim, próbowałam przekupić, obiecywałam wszystko co mogłam mu zaoferować, a on po piętnastu minutach zwyczajnie przestał się odzywać. Po prostu staliśmy w korku na Zakopiance, a ja paliłam jednego papierosa za drugim, żeby zająć czymś ręce, bo gdybym miała je wolne, otworzyłabym drzwi i uciekła z krzykiem. Karolowi wyczerpały się chyba pokłady dobroci i zrozumienia, bo co chwilę tylko odganiał od siebie chmurę dymu i coś tam śpiewał, nie zwracając uwagi na mnie.
Rozglądałam się po małym, drewnianym, domku ze sztucznym uśmiechem, który przy odrobinie szczęścia można by uznać za prawdziwy entuzjazm, podczas gdy Karol wnosił do środka bagaże, Ulka nazbierała jakiegoś zielska i szukała wazonu, żeby nie uschło a Andrzej tłumaczył Konarskiemu, jak tu dojechać; było uroczo, to fakt, a po za tym uwielbiałam czyste górskie powietrze.
-Patrz, to tutaj kopnęłaś w ścianę, kiedy Karol po raz kolejny wyżarł ci makaron ze szpinakiem.- nie usłyszłam, kiedy Wrona do mnie podszedł. Przejechałam palcem po dziurze nie do końca zamaskowanej gipsem, uśmiechając się do wspomnień.
-A tu…- poruszył stopą, lecz nie dałam mu dokończyć, obawiając się tego, że za chwilę na moich policzkach pojawią się łzy, a ja rozpadnę się na malusieńkie kawałki.
-Pamiętam, śpiewaliśmy ,,Chciałbym umrzeć z miłości’’ i wcale nie było nam zimno od płytek a ta bestia Karol nam przerwała, bo stwierdziła, że fałszujemy.
-Bo zachwywaliście się, jak to by była jakaś stypa.- Karol delikatnie mnie obejmuje i całuje w policzek, drażniąc go zarostem.
-Wcale nie, było umiarkowanie smutno, a ja lubię jak jest umiarkowanie smutno.- Kłos westchnął cicho i przyciągnął mnie do siebie, tak żebym oparła się o jego twardą klatkę piersiową, ale nic nie powiedział, bo zaraz pojawiła się Ulka, burcząc coś o tym, że szkoda dnia na migdalenie się w kuchni i usiadła Andrzejowi na kolanach.
Jeżeli ktokolwiek powiedział, że do Zakopanego przyjechał odpocząć i coś zobaczyć, to kłamał. Po szybkim rajdzie po Krupówkach, podczas którego najciekawszym wydarzeniem było złamanie obcasa przez Urszulę, z czego Karol przestał się śmiać dwie godziny później, nastąpiła przyjemniejsza część wyprawy, czyli libacja alkoholowa. Ulcia nie była zachwycona, widząc kolejne puste butelki stawiane pod stołem, mnie tańczącą na nim, dłonie Karola zbyt ochoczo wędrujące po moim ciele i Andrzeja usiłującego ze mną tańczyć, chociaż bardziej się chwialiśmy się i podtrzymywaliśmy żeby nie upaść. Przyglądała się naszym nietrzeźwym sylwetkom i rozbieganym oczom, popijając lampkę wina, po które Wrona specjalnie szedł 3 kilometry i rzuca spojrzenia pełne dezaprobaty, od czasu do czasu jednak się uśmiechając, kiedy na przykład Andrzejko przesyła jej w powietrzu setnego buziaka, a mi robi się niedobrze. Zawsze gdy patrzę na nią, zaczynam się zastanawiać, czemu ona jest taka idealna, perfekcyjnie zdystansowana, gdy tego potrzeba, miła, gdy czegoś chce oraz pełna dobroci i ciepła dla Andrzeja; ja nigdy taka nie potrafiłam być. Nie umiałam pozwolić, żeby świat wszedł mi na głowę, lecz o dziwo to ja straciłam o wiele, wiele więcej. Właśnie oddalał się ode mnie mój najlepszy przyjaciel, którego skrycie kochałam, a mi żal było tych wszystkich wspólnych chwil, mnóstwa wspomnień i zachrypniętego głosu, zawsze pocieszającego mnie w momentach kryzysu, lecz nie miałam pewności, czy straczy mi sił, żeby o to dalej walczyć, prowadzić bratobójczą wojnę, ktorej skutki mogłby być opłakane. Na razie jednak tkwiłam w kłosowych ramionach, zbyt pijana, żeby zrzucić jego dłonie z mojego tyłka i słuchałam paplaniny Andrzeja, jak on to się cieszy, że ma takich przyjaciół, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi bla, bla, bla, ja chcę do domu.

-Dobranoc.- mruczę cicho do Wrony i Ulki, który znikają w pokoju obok, a sama rzucam się na łóżko, pytając Kłosa gdzie będzie spał.
-Po lewej stronie, bo od prawej rano słońce świeci.- nie dość że naczelny cham, to jeszcze najlepszy bełchatowski kawalarz mi się przytrafił, nie ma co.
-No co? Nie unoś się tak, przecież Ulka nie uwierzy w twoją deklarację czystości do ślubu.- rzuca we mnie jakąś pogiętą żółtą kulką, w czym po rozwinięciu rozpoznaję koszulkę Skry.
-Po co mi to?
-Załóż.- zanim decyduję się ją naciągnąć na siebie, dokładnie wącham materiał, czym Karol jest niezmiernie urażony, ponieważ w życiu nie dałby mi do spania brudnej koszulki, a po za tym on się nie poci, chyba że przy robieniu kolejnej samojebki. No tak, zapomniałam, boski Karol, mój bohater z nadludzkimi zdolnościami.
Kiedy ja wreszcie ładuję się do łóżka, starając ignorować się rozmowy za ścianą, choć na razie są one o niczym, Karollo już pochrapywał, rozwalony niemalże w poprzek z miną jaką miał mój szczeniaczek kiedy ktoś drapał go po brzuszku.
Leżałam sobie spokojnie, alkohol ze mnie parował i byłoby całkiem nieźle, gdybym nagle nie usłyszała najsłodszego ,,kocham cię’’ na świecie wypowiedziane głębokim, gardłowym tonem, a w odpowiedzi chichot hieny, na który się rozpłakałam.
-Atena, ty ryczysz?- podskoczyłam, bo byłam święcie przekonana, że Kłos śpi, a on wpatrywał się we mnie w ciemnościach ze zmarszczonym czołem.
-Nie.- burknęłam, odwracając się do niego plecami; jaka naiwna byłam sądząc, że to załatwi sprawę.
-Nie bądź baba, no weź.- widząc, że wcale nie przestaję, przyciągnął mnie do siebie z westchnieniem, zamykając w swoich ramionach. Ludzkie gesty naczelnego chama Bełchatowa były tak nienaturalne i dziwne, że aż przestałam płakać. Zaczęłam jednak od nowa, gdy zza ściany zaczęły dochodzić jęki, przyspieszone oddechy i z pasją szeptane: ,,Ula, jesteś niesamowita’’. Karol wpatrywał się w biel z rozbawieniem i wiem, że powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem tak głośnym, że pobudziłby umarlaki z cmentarza, bo speszyłby zakochaną parę.
-Aaandrzej.- jęk dochodzącej Ulki sprawił, że Kłos przykrył się kołdrą, zapewne dusząc się, bo przecież to najzabawniejsza rzecz jaką miał okazję usłyszeć w życiu, a ja powstrzymując się przed dociśnięciem pościeli do materaca, na wpół się śmiejąc, na wpół płacząc uciekłam do łazienki, bo nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.
Ochlapałam twarz zimną wodą i usiadłam na płytkach, starając się nie myśleć o niczym, ewentualnie tylko o wakacjach w jakimś kurorcie, które zafudował mi tatuś z okazji doskonale zdanej matury. Słońce, plaża, drinki, gorący Hiszpanie i mnóstwo pięknych torsów, cudownie opalonych. W myślach byłam już w hotelowym pokoju z jednym z poznanych na plaży facetów, lecz trzask otwieranych drzwi sprowadził mnie do rzeczywistości, w której Karol pochylał się nade mną, wciąż się śmiejąc.
-Idź stąd.

-Skończyli już, chodź. Zaraz ci dupa odmarznie od tych płytek.- troskliwy i pomocny Kłos pomógł mi wstać, nawet prowadził mnie przez ciemny korytarz, żeby mój piszczel uniknął zderzenia z ogromną komodą, a potem zapraszająco odchylił kołdrę i pozwolił, żebym usnęła na jego ramieniu. Nie mam pojęcia kto zwariował, ja czy świat.

__________
żałosne, przepraszam. Po raz kolejny

17 komentarzy:

  1. Karollo jest taki fajniutki, że mam ochotę na więcej i więcej <3
    a Andrzejko jak Andrzejko, głupiutki.
    ziel, i nie pierdol, że żałosne bo wcale takie nie jest!

    OdpowiedzUsuń
  2. oł, to musiało naprawdę nie być fajne, Endju, chłopie czy Ty jesteś ślepy?
    +dołączam się do trzeciej linijki komentarza wyżej <3

    OdpowiedzUsuń
  3. matko, tak mi strasznie szkoda Ateny.. Ulka jest głupia, a Karol zdecydowanie najlepszy z nich wszystkich. i
    i nie przepraszaj, bo nie masz za co.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ziel ale chrzanisz. To jest genialne.! Ale więcej powiem jutro bo strasznie chce mi się spać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat zwariował. Tak zdecydowanie. Czasem tak bywa że wariuje. Naczelny cham bełchatowa podbija moje serce z każdym rozdziałem. Niby cham a jest i Atenę wspiera. Bez niego było by jeszcze gorzej. Podziwam silną wolę. A Endrju za slepotę roku należy się złoty Wanio. Ot co

      Usuń
  5. boże jedyny, co ten Wrona z tą lafiryndą (dobrze Kłos prawi, polać mu) wyprawia...
    Takiego Karola uwielbiam. To zdecydowanie mój najulubieńszy naczelny cham, a teks z samojebkami wygrał wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie gadaj takich glupot,bo Cie znajde i skopie dupsko. To jest swietne,uwierz w to.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, tak, żałosne...srutututu! Andrzej jest wybitnie ślepy, a Kłos wyrasta na mojego osobistego bohatera tej historii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Za wspomnienie kłosowych samojebek kocham Cię jeszcze bardziej. Jak na naczelnego chama Bełchatowa, Karollo jest coś podejrzanie ludzki i uczuciowy. I nie wiem, co kombinujesz w związku z tą historią, ale ostatecznie można przeboleć Wronkę na rzecz Karola z Ateną. Bo Andrzejek mnie wkurza. Jest cudowny, ale bycie cudownym nie usprawiedliwia głupoty. O.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wcale nie jest żałosne. Jak ta Kłosina potrafi się zmienić w ciągu kilkunastu sekund. Nie do pomyślenia. A Andrzej nie dość że ślepy to głupi. O.

    OdpowiedzUsuń
  10. Haha, Ty głupia jesteś. Nie ogarniasz, że to jest jedno z moich najukochańszych ever, że kocham tą męczącą się Atenę, naczelnego chama Karollo, ślepego Andrzeja i głupią Ulkę. I mogę to czytać od nowa i od nowa i będę kochać cały czas tak samo <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Głupiaś... Uwielbiam to. Niech w końcu Atena poczuje się dobrze z Karollo, bo oni są stworzeni dla siebie, z całym szacunkiem dla Andrzejka, którego uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Podejrzany jest Karollo jak jest taki miły, co najmniej tak podejrzane jakby Ulka była jakaś milsza.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ziel, Mistrz jesteś. Trochę się zadławiłam przy tym wronowo-ulciowym seksie, ale no. Fajnie tu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ziela, chrzanisz.
    Mianuję Kłosa postacią miesiąca. Albo i roku. Wrona, zaraz spadniesz w klasyfikacji moich ulubionych siatkarzy, zlecisz z hukiem z pierwszego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  15. piękne. przepraszam, jeśli następnym razem przy nazywaniu tego żałością ci przypierdolę.
    Ej no, Wronka, weź tak może skieruj i wzrok, i fiuta w kierunku Ateny? Naprawdę tego nie widzisz, naprawdę nie zauważasz, że ona cierpi? Ulka tak przesłania ci widok?
    Nie ma nic lepszego niż słyszenie seksualnych jęków, oj tak, wiem coś o tym.
    Karol jest niszczący, chyba go polubię.

    OdpowiedzUsuń