wtorek, 6 sierpnia 2013

Prawda jest najcenniejsza, używa się jej oszczędnie.

-Musisz to zobaczyć!- Kłos łapie mnie za rękę, nie zwracając najmniejszej uwagi na zdumione spojrzenia właściciela pizzerii i kelnerów; po prostu szarpie mną tak mocno, że automatycznie wstaję i daję się zaciągnąć do drzwi.
-Karol, kurwa co ty robisz?- nawet nie zdążyłam przeprosić tego uroczego pana o włoskiej urodzie, z którym wiązałam nadzieje na zdobycie pracy i dorobienie sobie na studia.
-Jesteś beznadziejny. Pozbawiłeś mnie właśnie możliwości wyprowadzenia się od Ulki już w październiku, cieszenia się brakiem koszulek Andrzeja i jego zapachu, mogłabym mieć nawet czarnego kota i pić o wiele więcej wódki, a po za tym nikomu nie przeszkadzałby bałagan, meble ukapane farbą i Ostry w nocy.
-Lafiryndy możesz pozbyć się wcześniej niż myślisz, Atena.- nie podoba mi się jego cwaniacki uśmiech, 120km/h na liczniku ani to, że nagle gwałtownie się zatrzymujemy przed jakąś restauracją schowaną między sklepem obuwniczym a zamkniętym o tej porze klubie nocnym.
-Co, mają najlepszą pastę w mieście czy makaron potrafi zrobić sobie samojebkę?- nie potrafiłam ukryć irytacji, która ogarnęła mnie po nagłym wtargnięciu Karola i zniszczeniu moich ambitnych planów. Zresztą, wszyscy do których się zbliżę, rujnują mi życie i sprawiają, że mam ochotę utopić się w wannie.
-Oj, Atencia, Atencia. Będziesz mi za to latami dziękować, skarbie.- nie wydawało mi się, ale wysiadłam z samochodu, lecz gdy zmierzałam do wejścia restauracji, Karollo zatrzymał mnie ruchem ręki i powiedział, że wystarczy stanąć przy szybie i sam przyłożył do niej głowę.Musiało to idiotycznie wyglądać, lecz spoczęłam  obok niego i zaczęłam podglądać klientów restauracji. Oprócz pana zajadającego się ryżem, którego szczerze nienawidzę, nie zauważyłam nic ciekawego i już miałam powiedzieć coś niemiłego Karolowi i odejść szukać jakiejś innej oferty pracy, gdy ją zobaczyłam. Blond włosy miała upięte w wytworny kok, usta pomalowane czerwoną szminką, jej ulubiona błękitna sukienka leżała idealnie na smukłym ciele, a dłoń z klasą głaskała policzek faceta siedzącego naprzeciw. Tyle że to nie był Andrzej. Nieco po trzydziestce, elegancki, dość przystojny uśmiechał się czule do mojej roześmianej siostry, a ja poczułam, że robi mi się niedobrze.
Kłos cały czas radośnie rozprawiał o tym co zauważył, a ja zaczynałam żałować, że w ogóle to zobaczyłam; okropnie szkoda mi było Andrzeja, a po za tym jakoś nie potrafiłam się pogodzić z tym, że moja siostra nie jest mu wierna. Odczułyśmy zdradę matki kilka lat temu na własnych skórach, a ona zarzekała się, że nigdy w życiu tego nie zrobi, bo to rujnuje cały świat. Teraz Ulka zrobiła to Wronie, mojemu kochanemu Wronie, który był taki szczęśliwy, pełen życia i radosny dzięki niej. Fakt, że staliśmy pod blokiem Andrzeja przerwał moje ponure rozmyślania, a Karol wcale niczego nie ułatwił, oświadczając, że powie mu to wszystko, bo czas żeby poznał prawdziwą twarz lafiryndy za dwa grosze.
-Nie możesz tego zrobić.- jak się spodziewałam, Kłos obdarzył mnie takim spojrzeniem, jakbym zgupiała do reszty i krzepiąco poklepał po ramieniu, tak jak zazwyczaj klepie się chorych psychicznie.
-Andrzej jej tego nie wybaczy,  wiesz doskonale jaki on jest. Brzydzi się kłamstwem, a zdrada jest u niego na równi z zabójstwem albo jeszcze gorzej. Atena, przecież chcesz żeby się rozstali.
-Tak. Nie. Nie w ten sposób. Nie wiem, kurwa daj mi spokój.- tak jak mogłam się domyślić, spokoju wcale mi nie dał, tylko zmuszał mnie, biedną, skuloną i zamkniętą w sobie Atenkę, do wyznawania beznadziejnie krępujących, męczących mnie myśli, które jeszcze kilka dni temu zabiłby śmiechem. Dziś wcale się nie odzywał, a ja byłam zdumiona, bo wydawało mi się, że słucha tych bredni i w dodatku, co już było całkowicie niepojęte, rozumie je.
-Widzisz, najbardziej na świecie pragnę jego szczęścia, a w tym całym zamieszaniu ja schodzę na dalszy plan. Skoro mu dobrze z Ulką, to niech z nią będzie, jeśli czuje że to jest to i że to ona jest tą jedyną. Nie mam prawa głosu, rozumiesz?- westchnęłam cichu, a w duchu stwierdziłam, że robię postępy.
-Nie rozumiem, jak on może woleć lafiryndę od ciebie, przecież jesteś mądrzejsza, ładniejsza, zabawniejsza, bardziej rozrywkowa i uwielbiam twoją jajecznicę na kacu.- kto jej nie uwielbia? Chyba tylko Andrzej, bo zawsze twierdzi, że nie może nic przełknąć.
-To już jego problem. Ja zwyczajnie chciałam, żeby się we mnie zakochał, tak po prostu, ale widać on nie jest dla mnie.- Karol skrzywił się, bo nie znosił frazesów i rozmów o uczuciach, na których znał się tak jak ja na ogrodnictwie, czyli wcale.
-Ale przecież ta zdrada mogłaby wam pomóc, on rzuciłby lafiryndę i wtedy…
-I wtedy odkryłby jak bardzo mu jej brakuje, więc by jej wybaczył. Ja nie zamierzam przyczynić się do rujnowania jego życia. Chcesz Karollo, to śmiało, zrób to, lecz mnie w to nie mieszaj. Ja tego w ogóle nie widziałam.- położyłam dłonie na jego ramionach, uśmiechając się do niego.
-Zamierzasz go okłamywać tak?- zmarszczył brwi, jak zawsze kiedy próbował udawać obojętnego i nieczułego, lecz wewnątrz się gotował. Jego palce zacisnęły się mocniej na moich ramionach, a ja przypomniałam sobie o jakże istonym fakcie: Andrzej też jest jego przyjacielem, więc miał prawo powiedzieć mu prawdę, choć nie wiem jak bolesna by była.
-Nie, takie rzeczy prędzej czy później wychodzą na jaw, myślisz że da się oszukiwać cały czas?- rozpaczliwie usiłowałam znaleźć w głowie argument, jaki pozwoliłby na zatajenie zdrady Ulki przed Wroną oprócz tego, że po prostu nie powinien się o tym dowiedzieć bo to go mocno zrani.
-A potem my będziemy winni, bo mu nie powiedzieliśmy, ukrywaliśmy to przed nim, a to jest bardzo w stylu lafiryndy.- zabolało mnie to na tyle, że nie odzywałam się przez jakieś pięć minut ze spuszczoną w dół głową i nie reagowałam na karolkowe ,,Ateny’’, bo po prostu przełykałam łzy.
-Nikt nie ma pojęcia o tym, że ich widzieliśmy. Zresztą ja o niczym nie wiem, Karol.- odeszlam, zostawiając go stojącego jak słup soli, ze wzrokiem utkwionym zapewne w moich plecach.

Pod kanapą rosła ilość puszek po piwie, pepsi, opakowań po fajkach i sterta jakis durnowatych gazet, które przynosiła Olka, telefon średnio co dwie minuty raczył mnie smsem lub informacją że mam nieodebrane połączenie od Karola, a do mnie powoli zaczynało docierać, żę zaszycie się w salonie przed telewizorem na trzy dni nie było jednym ze znakomitszych pomysłów.
Widziałam Ulę tylko raz, kiedy w pośpiechu zbierała się na jakieś zebranie, prosząc mnie tylko o pozmywanie naczyń. Odkąd dowiedziałam się o tajemniczym mężczyźnie, nie mogłam wyzbyć się podjerzliwośći: przyglądałam się jej strojom, oceniałam makijaż, patrzyłam, jak zbiegała po schodach na dół i jak szła do samochodu, czy zakładała sukienki i szpilki i czy była radosna oraz pełna energii.
Wciąż biłam się z myślami, czy powiedzieć o tym Andrzejowi, lecz za każdym razem, kiedy rozmawialiśmy lub gdy widziałam jego twarz, w ostatniej chwili gryzłam się w język i czułam, że nie mogę mu tego zrobić. Karol chyba też milczał jak zaklęty, a może czekał na aprobatę z mojej strony, która nigdy nie nadejdzie.
Kolejny samotny wieczór przeradzający się w noc wpływał mnie dość destrukcyjnie i już miałam dzwonić do Olki, lecz przypomniałam sobie, że jest nad morzem, a gdy zdecydowałam się na wykręcenie numeru Karola, przebolenie jego masy komentarzy i ironii, byle nie siedzieć samemu w tą noc, zadzwonił Andrzej. Rozdygotany, zdenerwowany Andrzej, który sprawił, że zaczęłam panikować.
Dowiedział się, tylko tyle mogło się stać, a ja milczałam do słuchawki, kiedy prosił mnie, żebym przyjechała.A ja głupia po pięciu minutach byłam już w cuchnącym pocie autobusie miejskim, którym niemiłosiernie śmierdziało i nie dało się otworzyć okien. 

_______
dodaję teraz, bo od piątku mnie nie ma. 
Ale oni wszyscy są pojebani, niczym ja po flaszce. 

środa, 31 lipca 2013

Uporządkowałem świat mam nadzieje, że po raz ostatni, wepchnąłem go między uszy owijając w kaszmir, dziś czuję jak rozpada się na pierwiastki

Karol wpycha mi język do gardła, błądzi lewą dłonią po udzie, przyciska do siebie, a ja czuję się co najmniej dziwnie, szczególnie z Andrzejem za plecami i Ulką odwołującą najbliższe spotkania służbowe z radością, od której robi mi się niedobrze.
-Musimy już iść.- Wrona podrywa się z miejsca, kiedy Urszula chowa telefon do kieszeni, rzuca mi nieśmiały uśmiech, ściska rękę Karolowi, bierze siostrę za rękę i wychodzą, a ja natychmiast wstaję z kolan Kłosa.
-Nigdzie nie jadę.- wcale nie jest zaskoczony tym, że łażę dookoła stołu z papierosem w ręku i krzyczę z bezsilności, która za niedługo będzie moim drugim imieniem.
-Atena, daj spokój, nie wymigasz się od tego. Co im powiesz? Że jesteś chora?- obdarza mnie jednym z tych swoich kpiących spojrzeń, a ja gorączkowo szukam wymówki, która pozwoliłaby mi pozostać w domu, kiedy moja siostra, Wrona i Kłos będą bawić się w Zakopanem.
-Nie wiem co im powiem Karol, po prostu tam nie pojadę.
-Uwierz mi, też nie mam najmniejszej ochoty patrzeć, jak mój przyjaciel migdali się z tą lafiryndą, ale siódmy raz w tym miesiącu odmawiamy im wspólnego wyjścia. Trochę dziwne, nie?- nic nie mówię, bo ma rację: w piątek jedliśmy romantyczną kolację, w niedzielę odwiedzaliśmy ojca Karola, we wtorek Warszawa była nasza, w środę zaś potwornie źle się czułam.
-Ona nie jest lafiryndą.- mruknęłam żałośnie, bo to jedyne co mi pozostało.

Patrzyłam z wrogością na tylną szybę samochodu Andrzeja, zapchaną jakimiś kocami i poduszkami i cały czas błagałam Kłosa, żeby zawrócił. Tak, błagałam. Uniżałam się przed nim, próbowałam przekupić, obiecywałam wszystko co mogłam mu zaoferować, a on po piętnastu minutach zwyczajnie przestał się odzywać. Po prostu staliśmy w korku na Zakopiance, a ja paliłam jednego papierosa za drugim, żeby zająć czymś ręce, bo gdybym miała je wolne, otworzyłabym drzwi i uciekła z krzykiem. Karolowi wyczerpały się chyba pokłady dobroci i zrozumienia, bo co chwilę tylko odganiał od siebie chmurę dymu i coś tam śpiewał, nie zwracając uwagi na mnie.
Rozglądałam się po małym, drewnianym, domku ze sztucznym uśmiechem, który przy odrobinie szczęścia można by uznać za prawdziwy entuzjazm, podczas gdy Karol wnosił do środka bagaże, Ulka nazbierała jakiegoś zielska i szukała wazonu, żeby nie uschło a Andrzej tłumaczył Konarskiemu, jak tu dojechać; było uroczo, to fakt, a po za tym uwielbiałam czyste górskie powietrze.
-Patrz, to tutaj kopnęłaś w ścianę, kiedy Karol po raz kolejny wyżarł ci makaron ze szpinakiem.- nie usłyszłam, kiedy Wrona do mnie podszedł. Przejechałam palcem po dziurze nie do końca zamaskowanej gipsem, uśmiechając się do wspomnień.
-A tu…- poruszył stopą, lecz nie dałam mu dokończyć, obawiając się tego, że za chwilę na moich policzkach pojawią się łzy, a ja rozpadnę się na malusieńkie kawałki.
-Pamiętam, śpiewaliśmy ,,Chciałbym umrzeć z miłości’’ i wcale nie było nam zimno od płytek a ta bestia Karol nam przerwała, bo stwierdziła, że fałszujemy.
-Bo zachwywaliście się, jak to by była jakaś stypa.- Karol delikatnie mnie obejmuje i całuje w policzek, drażniąc go zarostem.
-Wcale nie, było umiarkowanie smutno, a ja lubię jak jest umiarkowanie smutno.- Kłos westchnął cicho i przyciągnął mnie do siebie, tak żebym oparła się o jego twardą klatkę piersiową, ale nic nie powiedział, bo zaraz pojawiła się Ulka, burcząc coś o tym, że szkoda dnia na migdalenie się w kuchni i usiadła Andrzejowi na kolanach.
Jeżeli ktokolwiek powiedział, że do Zakopanego przyjechał odpocząć i coś zobaczyć, to kłamał. Po szybkim rajdzie po Krupówkach, podczas którego najciekawszym wydarzeniem było złamanie obcasa przez Urszulę, z czego Karol przestał się śmiać dwie godziny później, nastąpiła przyjemniejsza część wyprawy, czyli libacja alkoholowa. Ulcia nie była zachwycona, widząc kolejne puste butelki stawiane pod stołem, mnie tańczącą na nim, dłonie Karola zbyt ochoczo wędrujące po moim ciele i Andrzeja usiłującego ze mną tańczyć, chociaż bardziej się chwialiśmy się i podtrzymywaliśmy żeby nie upaść. Przyglądała się naszym nietrzeźwym sylwetkom i rozbieganym oczom, popijając lampkę wina, po które Wrona specjalnie szedł 3 kilometry i rzuca spojrzenia pełne dezaprobaty, od czasu do czasu jednak się uśmiechając, kiedy na przykład Andrzejko przesyła jej w powietrzu setnego buziaka, a mi robi się niedobrze. Zawsze gdy patrzę na nią, zaczynam się zastanawiać, czemu ona jest taka idealna, perfekcyjnie zdystansowana, gdy tego potrzeba, miła, gdy czegoś chce oraz pełna dobroci i ciepła dla Andrzeja; ja nigdy taka nie potrafiłam być. Nie umiałam pozwolić, żeby świat wszedł mi na głowę, lecz o dziwo to ja straciłam o wiele, wiele więcej. Właśnie oddalał się ode mnie mój najlepszy przyjaciel, którego skrycie kochałam, a mi żal było tych wszystkich wspólnych chwil, mnóstwa wspomnień i zachrypniętego głosu, zawsze pocieszającego mnie w momentach kryzysu, lecz nie miałam pewności, czy straczy mi sił, żeby o to dalej walczyć, prowadzić bratobójczą wojnę, ktorej skutki mogłby być opłakane. Na razie jednak tkwiłam w kłosowych ramionach, zbyt pijana, żeby zrzucić jego dłonie z mojego tyłka i słuchałam paplaniny Andrzeja, jak on to się cieszy, że ma takich przyjaciół, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi bla, bla, bla, ja chcę do domu.

-Dobranoc.- mruczę cicho do Wrony i Ulki, który znikają w pokoju obok, a sama rzucam się na łóżko, pytając Kłosa gdzie będzie spał.
-Po lewej stronie, bo od prawej rano słońce świeci.- nie dość że naczelny cham, to jeszcze najlepszy bełchatowski kawalarz mi się przytrafił, nie ma co.
-No co? Nie unoś się tak, przecież Ulka nie uwierzy w twoją deklarację czystości do ślubu.- rzuca we mnie jakąś pogiętą żółtą kulką, w czym po rozwinięciu rozpoznaję koszulkę Skry.
-Po co mi to?
-Załóż.- zanim decyduję się ją naciągnąć na siebie, dokładnie wącham materiał, czym Karol jest niezmiernie urażony, ponieważ w życiu nie dałby mi do spania brudnej koszulki, a po za tym on się nie poci, chyba że przy robieniu kolejnej samojebki. No tak, zapomniałam, boski Karol, mój bohater z nadludzkimi zdolnościami.
Kiedy ja wreszcie ładuję się do łóżka, starając ignorować się rozmowy za ścianą, choć na razie są one o niczym, Karollo już pochrapywał, rozwalony niemalże w poprzek z miną jaką miał mój szczeniaczek kiedy ktoś drapał go po brzuszku.
Leżałam sobie spokojnie, alkohol ze mnie parował i byłoby całkiem nieźle, gdybym nagle nie usłyszała najsłodszego ,,kocham cię’’ na świecie wypowiedziane głębokim, gardłowym tonem, a w odpowiedzi chichot hieny, na który się rozpłakałam.
-Atena, ty ryczysz?- podskoczyłam, bo byłam święcie przekonana, że Kłos śpi, a on wpatrywał się we mnie w ciemnościach ze zmarszczonym czołem.
-Nie.- burknęłam, odwracając się do niego plecami; jaka naiwna byłam sądząc, że to załatwi sprawę.
-Nie bądź baba, no weź.- widząc, że wcale nie przestaję, przyciągnął mnie do siebie z westchnieniem, zamykając w swoich ramionach. Ludzkie gesty naczelnego chama Bełchatowa były tak nienaturalne i dziwne, że aż przestałam płakać. Zaczęłam jednak od nowa, gdy zza ściany zaczęły dochodzić jęki, przyspieszone oddechy i z pasją szeptane: ,,Ula, jesteś niesamowita’’. Karol wpatrywał się w biel z rozbawieniem i wiem, że powstrzymuje się przed wybuchnięciem śmiechem tak głośnym, że pobudziłby umarlaki z cmentarza, bo speszyłby zakochaną parę.
-Aaandrzej.- jęk dochodzącej Ulki sprawił, że Kłos przykrył się kołdrą, zapewne dusząc się, bo przecież to najzabawniejsza rzecz jaką miał okazję usłyszeć w życiu, a ja powstrzymując się przed dociśnięciem pościeli do materaca, na wpół się śmiejąc, na wpół płacząc uciekłam do łazienki, bo nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić.
Ochlapałam twarz zimną wodą i usiadłam na płytkach, starając się nie myśleć o niczym, ewentualnie tylko o wakacjach w jakimś kurorcie, które zafudował mi tatuś z okazji doskonale zdanej matury. Słońce, plaża, drinki, gorący Hiszpanie i mnóstwo pięknych torsów, cudownie opalonych. W myślach byłam już w hotelowym pokoju z jednym z poznanych na plaży facetów, lecz trzask otwieranych drzwi sprowadził mnie do rzeczywistości, w której Karol pochylał się nade mną, wciąż się śmiejąc.
-Idź stąd.

-Skończyli już, chodź. Zaraz ci dupa odmarznie od tych płytek.- troskliwy i pomocny Kłos pomógł mi wstać, nawet prowadził mnie przez ciemny korytarz, żeby mój piszczel uniknął zderzenia z ogromną komodą, a potem zapraszająco odchylił kołdrę i pozwolił, żebym usnęła na jego ramieniu. Nie mam pojęcia kto zwariował, ja czy świat.

__________
żałosne, przepraszam. Po raz kolejny

wtorek, 23 lipca 2013

Przez chwilę, zanim usnę myślę z kimś już mógłbym być

U Andrzeja w mieszkaniu jak zwykle pachniało jaśminem i drogimi perfumami, my z Karolem jak zwykle rozwaliliśmy się na beżowej kanapie, bijąc o pilot od telewizora i tylko Ulka, nieśmiało zerkająca na Bełchatów przez okno kompletnie psuła obraz zwyczajnego popołudnia. Nie pasowała tutaj, a po jej minie sądziłam, że chce nas skarcić jak małe dzieci za niedojrzałe zachowanie, ale wtedy akurat przyszedł Wrona, wybuchnął na nasz widok śmiechem, po czym delikatnie ją objął. Karol udał, że wymiotuje; gdybym mogła, też bym tak zrobiła, ale Kłos to, jak często Wronko mówi, naczelny cham Bełchatowa, więc jemu wolno wszystko.
Jak na chama jest on nadzwyczajnie miły i proponuje, że odwiezie mnie do Olki, chociaż zawsze narzekał, że jej rodzice mózg w dupie mieli, jak stawiali dom na takim wygwizdowie i nawet nic nie mówi, kiedy jego auto raz po raz wpada w dziury na polnej drodze.
Wiedziałam, że to jakiś postęp, bo Karolo nagle zatrzymuje auto w środku lasu i z miną cierpiętnika oznajmia, że musimy porozmawiać.
-Nie możemy potem? Olka czeka.- wymownie patrzę na zegarek, ale on tylko bawi się nerwowo suwakiem od bluzy, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem.
-Atena, czemu mi nie powiedziałaś, że kochasz Andrzeja?- zakrztusiłam się własną śliną, wystraszyłam się swojej reakcji a najgorszy był fakt, że moje policzki zrobiły się czerwone i jak na złość moja wyobraźnia podrzucała mi coraz to lepsze wspomnienia twarzy Wrony, jego dotyku, torsu, ust, policzków i zarostu. Wystarczyło rzucić na mnie okiem i już było wiadomo, że coś ze mną nie tak; zaprzeczanie wersji Kłosa nie miało najmniejszego sensu.
-Nieźle, co?- mruknęłam i ku mojemu i Karola zdumieniu wybuchłam płaczem.
-Boże, Atena, jest naprawdę źle bo ty nigdy nie ryczysz, jak jakaś baba z komedii romantycznych i twierdzisz że one są żałosne. A po za tym rzadko się przytulać pozwalasz, a teraz tego potrzebujesz, czemu ty nic nie mówiłaś?- chciałam odpowiedzieć, że nigdy nie powalał mi na bycie rozchwianą emocjonalnie, bo bałam tej jego zjadliwej ironii, którą by mnie karmił, widząc moje łzy z byle powodu, lecz nie miałam zamiaru kłócić się z nim pośrodku leśnego pustkowia.
-Daj mi spokój, co? Zawieź mnie do Olki i wracaj do swoich zabawek, co Karol? Tak chyba będzie najlepiej.- zszokowany wpatruje się we mnie i nic nie mówi, a mnie po raz pierwszy cisza między nami zaczyna krępować; dziwne, jak uczucia potrafią pomieszać relacje między ludźmi, sprawić że stają się sobie coraz bardziej obcy.
-Atena.- mruknął gdzieś w niebo, przysiadając na masce samochodu. Odwrócił wzrok, a jego ręce charakterystycznie drżały, tak jak u mnie w pokoju, kiedy to dowiedział się o Ulce i Andrzeju.
-Hmm, Karolcio?
-Chcę, żebyś tylko wiedziała, że jestem i nie pozwolę ci upaść.

Olka nadawała na Ulkę, a ja czułam się jak podczas typowego popołudnia z Kłosem: jak ona mogła, myśli tylko o sobie, powinna mnie wspierać, a nie rzucać kłody pod nogi, to aż dziwne, że złapała takiego wspaniałego faceta i Boże, jak ona może być twoją siostrą, przecież tak bardzo się różnicie. O Karolu swoją drogą wolałam nie myśleć, bo jego pokłady, miałam nadzieję tymczasowej czułości mnie przerażały, a ciągłe napominanie o tym, że jeszcze pogadamy traktowałam jak groźbę zniszczenia idealnego świata, bo Kłos byłby zdolny po prostu powiedzieć o wszystkim Andrzejowi, gdyby uznał, że tak będzie najlepiej.
Godzinę i litr herbaty malinowej później drzwi otwierają się z łomotem, powodując że obie zrywamy się na równe nogi; mama Olki coś krzyczy o braku kultury, ale naczelny bełchatowski cham zupełnie się tym nie przejmuje, tylko wrzeszczy, że znalazł genialny sposób na to, jak rozwiązać moje problemy i wyciąga mnie z domu, czemu wszyscy przyglądają się z małym szokiem. Zdążyłam tylko mruknąć ciche do widzenia i rzucić przepraszające spojrzenie pani Dorocie: stała tylko z otwartymi ustami i przyglądała poczynaniom Karola, który odjeżdżał już z piskiem opon.
-Możesz mi powiedzieć, co ty do kurwy nędzy wyrabiasz?- uśmiecha się tylko pod nosem, a ja mam ochotę wyskoczyć z pędzącego samochodu przez jego humory i brak mózgu.
-Właśnie znalazłem znakomity sposób na to, żeby Andrzej zrozumiał, że to ciebie chce, nie tej wariatki o skórze koloru porcelany.- nie mam siły upomnieć go, że to moja siostra i naprawdę nie podoba mi się fakt, że miesza ją z błotem na każdym kroku; gdy widzę jego błyszczące oczy, wolę się nie odzywać, tylko w myślach usiłuję wymyślić najróżniejsze argumenty, dla których nie powinniśmy realizować jego planu, jakikolwiek by on nie był.
-Będziemy parą.- zakrztusiłam się resztką przegrzanej i wygazowanej coli, jaką znalazłam w schowku. Wyplułam wszystko na tapicerkę i poplamiłam sobie przy tym spodnie, lecz Karol, zamiast wrzeszczeć, zaczyna coś bredzić, że Andrzej będzie naprawdę zazdrosny i odkryje, że zależy mu na mnie, bo w końcu dziewczyna z facetem u boku staje się bardziej atrakcyjniejsza.
Um, wspaniale. Szkoda że nie zapytał, czy chcę być dziewczyną największego chama w mieście.
-Zwariowałeś. Słońce, którego jak na lekarstwo ci przygrzało, za dużo z Pawłem przebywasz, może ostatnio cię tatuś z nową kochanką odwiedził, albo przeczytałeś o jeden romans za dużo. Nie mam pojęcia, co to było, ale wyżarło ci dziury w mózgu. – nie był zachwycony, że traktuję go z lekką ironią, ale nie uniósł się i nie obraził, jak to miał w zwyczaju, kiedy ktoś się z nim nie zgadzał.
-Z twojej perspektywy byłaby szkoda, jakbyś straciła Andrzeja przez to, że broniłaś tej głupiej suki, która na twoim miejscu bez wahania próbowałaby go zdobyć na wszelkie możliwe sposoby.- wzrusza ramionami, robiąc tak cholernie niewinną minę, że prawie zaczynam mu wierzyć, iż to jedyne wyjście z sytuacji, a nazwanie Ulki głupią suką kwituję tylko westchnieniem.
Upijam kolejny łyk wygazowanej i ciepłej coli, dostrzegam błagającą minę Karola, który wpycha  do ręki garść owocowych mentosów, które uwielbiam i odpala mi  papierosa, a potem już tylko się zgadzam. 


________
Boże czy wam to się nie wydaje beznadziejne? 

środa, 17 lipca 2013

Brak mi słów poza jednym: dlaczego?

Wymykam się z zatłoczonego pomieszczenia, aby móc spokojnie się rozpłakać, zadzwonić i pomyśleć; z ulgą opieram głowę o chłodne kafelki i przymykam oczy, przypominając sobie te wszystkie ukradkowe spojrzenia Ulki i Andrzeja, uśmiechy, subtelny dotyk dłoni i uczucie skołowania, jakie mi towarzyszyło, gdy na to wszystko patrzyłam. Byłam, ba, nawet jestem zbyt zszokowana aby porządnie się obrazić na Wronę o to, że mi nie powiedział, bo do tego że Urszula o niczym nigdy mnie nie informuje, zdążyłam się przyzwyczaić.
Zastanawiam się chwilę, do kogo zadzwonić i pomimo późnej godziny i wrodzonej wredności wybieram Olkę, bo znając temperament Karola, byłby tu za jakieś 10 minut, zrobił potworną awanturę i do końca życia nie odzywałby się do Andrzeja.
-Co ty pierdolisz?- nie zwraca uwagi na głośne ,,Olka’’ jej ojca i nadal mówi coś z prędkością karabinu, czego kompletnie nie rozumiem, bo zalewam się łzami, jednocześnie kopiąc w kafelkową ścianę z bezsilnej złości. Powinnam nauczyć się zachowywać spokój w każdej sytuacji, bo przecież to normalne, że najlepsi przyjaciele, w których skrycie się podkochujemy, wiążą się z naszymi siostrami, nic o tym nie mówiąc. Mogłabym także przestać ironizować, ale po co, skoro byłam poszkodowana i biedna, a takiemu zwykle wolno więcej niż tym przeciętnym zjadaczom chleba.
-Atena, naprawdę nie mam pojęcia co dalej, serio. Ale wiem jedno: na pewno nie używaj eyelinera, bo na to nie poleci.- z trudnością wydałam z siebie żałosny dźwięk, który miał być śmiechem, lecz przerodził się w jakiś żałosny dźwięk i kurwa, słowo daję, przestałam sama siebie rozumieć.
Stanął za mną, kiedy przeglądałam się z żałością w zabrudzonym lusterku i objął mnie tymi swoimi ogromnymi ramionami, uśmiechając się lekko.
-Porozmawiamy?- tak w zasadzie ja nie miałam z nim o czym rozmawiać, co najwyżej wytknąć mu, że oszukiwał mnie, spotykając się z moją siostrą, bo wszystko inne nie było moją sprawą; to, że prędzej czy później go zrani, bo wszystkie jej związki tak się kończyły, to, że jej nieodpowiedzialność kompletnie zrujnuje mu życie, to że sprowadzi mu wybuchowych rodziców służących dobrą radą na głowę i to, że kiedyś przespała się z Kłosem, jego najlepszym przyjacielem.
Kiwam nieporadnie głową, on przysiada na umywalce, wciąż ze mną w ramionach, przez co czuję się niekomfortowo, ale także kurewsko dobrze, więc nic nie mówię, tylko rozkoszuję się momentem, w którym oparł podbródek o moje ramię, a do moich nozdrzy dotarł jego cudowny zapach: perfumy przemieszane ze specyficzną wonią pomarańczy z goździkami i czegoś jeszcze.
-Atencia, to wszystko cholernie nie tak. Miałem ci tydzień temu powiedzieć, ale wtedy ten pieprzony Karol wyskoczył z Zakopanem i wiesz jak się skończyło.- westchnął ciężko, zapewne na wspomnienie kaca jak stąd do Warszawy, bo tak to się właśnie skończyło: totalnie pijani spaliśmy na płytkach w kuchni, śpiewając jakieś smętne piosenki o miłości, a Kłos stwierdził, że zachowujemy się jak para zgorzkniałych staruszków, którym tylko trumnę przyszykować. Chwilę potem włączył radio i zaczął tańczyć do Pitbulla, a Wrona stwierdził, że on zwyczajnie nie rozumie naszych potrzeb, klepnął mnie z tym cudownym uśmiechem w udo i mrugnął. Chciałam się wtedy rozpłynąć, bo  było tak cholernie dobrze i bezpiecznie. To dziwne, jak jeden wieczór potrafi zmienić nasze życie, kompletnie wywrócić je do góry nogami. 
Długi czas milczałam, rzucając mu wściekłe spojrzenia w lustrze, aż w końcu wybuchłam śmiechem, bo nie potrafiłam się na niego gniewać dłużej niż pięć minut.
Ulka wyszła zapalić; spojrzeliśmy na nią z Andrzejem, jakby nam właśnie oświadczyła, że tak naprawdę nie jest kobietą, a dorodną maliną, maskującą się przez tyle lat. Wrona wzruszył ramionami i pognał za nią z kurtką i zapalniczką, a jak skorzystałam z okazji, by wychylić kilka kieliszków wódki i zanim wrócili, byłam już umówiona na jutro na szesnastą z cholernie przystojnym barmanem. Alkohol bezapelacyjnie wprawił mnie w niezły humor i jakoś doczłapałam się do domu, nie krzywiąc się na widok połączonych ich połączonych rąk i kradzionych pocałunków, było mi nieco lżej, chociaż język okropnie mi się plątał, na co Ulka spojrzała na mnie spode łba, a Wronko tylko się śmiał.
Z błogiego snu, podczas którego nie mogłam rozpaczać, wyrwano mnie jakimś cholernym trzaskiem i uderzeniem w głowę, a gdy otworzyłam oczy, dostrzegłam nad sobą wściekłego Karola plującego jadem.
-Czemu mi nic kurwa nie powiedziałaś, co?- zapytał i ze złością kopnął w szafkę nocną, zrzucając z niej książkę i kubek z herbatą. Spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek. Wyglądał okropnie; wory pod oczami, jakby miał za sobą kilka nieprzespanych nocy, był nieogolony, a usta zaciśnięte w jedną, prawie niewidzialną linię. Takiego Kłosa miałam święte prawo się bać.
-Może dlatego?- podbródkiem wskazałam na rozlaną po podłodze herbatę, a potem drżące ramiona Karola. Westchnął cichutko, a potem przysiadł na skraju łóżka i objął mnie, czego nigdy w życiu nie robił: nienawidził się przytulać i okazywać czułości, bo twierdził, że to jest cholernie niemęskie i cholernie niepotrzebne. Spojrzałam na niego zaskoczona, kolejny raz tego ranka, a on tylko wzruszył ramionami i odsunął się, mamrocąc coś o tym, że jest zaskoczony głupotą Andrzeja.
Ja zaś, tak dla odmiany, właśnie w tym momencie postanowiłam, że nie będę mieszać się w ich sprawy, ale nie pozwolę, żeby to cokolwiek między nami zmieniło.
-Atena, do kurwy nędzy, Wrona to mój najlepszy przyjaciel, nie pozwolę, żeby sobie zmarnował życie z tą głupią lafiryndą.- ej, miałam mu coś odpysknąć, że nie wolno Ulki nazywać lafiryndą, przeklinać też nie można, a w dodatku chciałam dodać, że Andrzej będzie z nią szczęśliwy, bo to w końcu moja siostra, lecz zamiast tego wzruszyłam ramionami, co dość zdenerwowało Karola, bo wyszedł, nie pożegnawszy się ani nie podkradł swoich ulubionych ciasteczek pieczonych przez tatę.

________
PRZEPRASZAM 

czwartek, 11 lipca 2013

nie byliśmy sobie nic winni, nigdy nie było w nas za grosz nienawiści

Ulka coś przeskrobała, doskonale o tym wiem, bo nigdy nie prosiła sąsiadki z dołu, by poczęstowała mnie domowym obiadem, nie dawała zaciągnąć się na zakupy, nie pozwalała puszczać nowej płyty Ostrego i Hadesa na cały regulator w samochodzie i w życiu nie zjadła ze mną tyle kalorycznego żarcia bez paniki, że utraci i tak idealną sylwetkę. Rzadko bywała miła, niezbyt często także komplementowała mój wygląd i sama zaproponowała, żeby Olka u nas spała w sobotę, bo obydwie przeszłyśmy ciężkie dni, stres związany z maturą, o której dobrodusznie przypomniał jej ojciec swoim telefonem, a także dała mi swój aparat, żebym zadzwoniła do matki do Włoch, bo przecież ona ma na abonament, a mi zeżre całą kasę.
Udawałam, że nic nie zauważam, a ona myślała, że wszystko jest w porządku i dostarczyła mi i Olce tym rozrywki na cały tydzień, ale chciałam, żeby ta farsa już się skończyła i żeby wreszcie wydusiła z siebie, co takiego zrobiła.
Znając jej totalne nieogarnięcie, uprała moją ulubioną białą bluzkę z ciemnymi ubraniami i wygląda ona jak zwykła szmata, lecz zajrzałam do szuflady i ujrzałam ją na stosie jasnych ciuchów. Zaczęłam potwornie się bać, że nawywijała, jak to ona ma w zwyczaju, a potem ja ponoszę tego konsekwencje. W momencie zwątpienia przeraziłam się, że ściągnęła nam na głowę rodziców.
Wśród stosu brudnych ręczników, z dala od dobroci Ulki zaszyłam się na chwilę z papierosem i kubkiem kawy oraz telefonem, by napisać Andrzejowi rozpaczliwego smsa żeby ratował mnie przed utratą zmysłów. Gdy po piętnastu minutach nie odpisywał, z westchnieniem wystukałam numer Karola, bo zapewne tam zaszył się i zapomniał o bożym świecie popijając piwo i oglądając jakieś powtórki meczy Wrona.
-Nie, nie ma u mnie Andrzeja, ale zawsze możemy wybrać się na rajd po knajpkach, żeby go odnaleźć, bo coś czuję, że Ulka dziś spaliła wodę na herbatę.- uwielbiał jej dogryzać, wytykał jej wady, śmiał się z jej nieporadności i mnóstwo razy musiałam go upominać, choć robiłam to z bólem serca, bo wiedziałam, że ma rację; jednak siostra to siostra i nie mogłam pozwolić na takie jej traktowanie, więc ograniczał się tylko do prychnięć i wywracania oczami za moimi i Ulki plecami.
-Dzięki za troskę, jadłam już, ale zawsze możemy się gdzieś przejść.- nie skomentowałam jego gwizdu ani nie powiedziałam mu, że to przez tą wariatkę zaraz ja podzielę jej psychiczny stan, tylko wyszłam z domu, zostawiając na kafelkach niedopitą kawę i niedopalonego papierosa.
Karol jak zwykle ględzi na moje spóźnienie, potem oboje ględzimy na Wronę, który nie odbiera telefonu i niewiadomo gdzie jest, a na końcu lądujemy u jego babci, zrywamy czereśnie z ogromnego drzewa w ogrodzie, Kłos robi mi kolczyki z podwójnych owoców i jest całkiem dobrze, wręcz wspaniale, gdyby nie telefon i Urszula każąca mi natychmiast wrócić do domu. Wcale nie miałam ochoty jej słuchać, ale histeryczny ton spowodował, że zaczęłam się obawiać.
-Areszt domowy?- unoszę tylko brwi, na co on klepie mnie ciut za mocno po plecach, zapominając że nie jestem jednym z tych jego olbrzymich kolegów i ciągnie mnie do chłodnego salonu, żebym pożegnała się z babunią.
Od progu atakuje mnie woń kwiecistych perfum, używanych tylko na specjalne okazje przemieszana z zapachem jakiegoś dobrego jedzenia i odświeżacza do powietrza; wszystko wydaje się być czyste i schludne, stół jest przystrojony ładniej niż na wigilię, a Ulka w ciemnoniebieskiej sukience odsłaniającej uda wygląda cudnie. Aż mnie mdli.
-Co tu się do cholery dzieje?- patrzy na mnie z przyganą w oczach, jakby naprawdę istotne teraz było to, że prawie przeklęłam w jej obecności oraz moja ubrudzona czereśniami górna warga, a nie fakt, że zachowuje się jak jakaś wariatka, której Bozia rozumu odjęła.
-Atena, błagam cię, nie bądź taka ordynarna. Widzisz, poznałam kogoś.- czerwieni się jak piwonia, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem z ulgi, bo umierałam ze strachu, że to coś o wiele, wiele gorszego. Żaden facet, nawet najbardziej nienormalny na świecie, nie jest w stanie zniszczyć mojego świata, bo nie mam zamiaru przejmować się jego wiekiem, wyglądem, życiem towarzyskim ani niczym innym, co by go dotyczyło. Udaję jednak troskliwą siostrę, która zaciąga ją jak w tych wszystkich amerykańskich filmach na kanapę do salonu i przyciskając ją do oparcia, wydusza z niej wszystkie sekrety. Ulka jednak nie chichocze jak te słodkie dziewczynki, tylko patrzy na mnie z przerażeniem, a ja rozumiem, że przesadziłam i odsuwam się trochę, pozwalając jej zaczerpnąć świeżego powietrza.
-No to kto to jest?- pytam, mam nadzieję że dobrze odgrywając zainteresowanie, lecz coś mi tu nie gra, chociaż kompletnie nie mam pojęcia co.
-Andrzej.- mrugam zaskoczona i spuszczam wzrok z jej twarzy na gładką sukienkę, w której tak pięknie wygląda. Jej włosy połyskują w zaciemnionym salonie, a czerwone policzki tak rozkosznie komponują się z resztą jej anielskiej twarzy. Zawsze była ładniejsza ode mnie, co z trudem znosiłam, chociaż przyzwyczaiłam się do swojej naturalności i braku zainteresowania u mężczyzn, lecz teraz po raz pierwszy tak szczerze pragnęłam być tak cudowna jak ona.
-Jaki Andrzej?- nie chcę słyszeć odpowiedzi na to pytanie i boję się, że moje serce rozpadnie się na milion nic niewartych kawałeczków, których nie będzie dało się poskładać.
Całkowitą pewność uzyskuję, kiedy pojawia się, nonszalancko opierając o futrynę, potem mruga do mnie i zaczyna pożerać Ulkę wzrokiem; tak mi przykro i źle i zaczynam się bać, że mogę stracić przyjaciela. Smucenie się przerywa mi przypalony kurczak i głośne przekleństwo Ulki biegnącej ratować jego resztki, z czego zapewne Kłos by się uśmiał, lecz Wrona stwierdza, że pieprzy to i idziemy na piwo.
Z ulgą że nie będę musiała ukrywać przed nikim łez co najmniej do trzeciej nad ranem, bo tak zazwyczaj kończy się piwo z Andrzejem, układam się na kanapie i włączam telewizor, który natychmiast zostaje pozbawiony obrazu.

-Atena, jaka ty głupiutka jesteś. Z nami idziesz.- Wronko niczym kat stoi nade mną, zmuszając do ruszenia się z miejsca i spędzenia wieczoru, który będę musiała długo odreagowywać. 

_________
Cudowny mecz, którego końcówkę oglądałam z głową między nogami, wspaniała atmosfera, burza, bieganie w deszczu z biało czerwonym szalikiem na głowie- tak, w przyszłym roku w Katowicach zawitam na LŚ i MŚ.  

wtorek, 2 lipca 2013

lubię gdy jesteś naturalna i luźna i nie wstydzisz się tego pokazać przy ludziach

Całkiem nieźle szło mi malowanie lewego oka i gdyby Olka gwałtownie nie trzasnęła drzwiami, to wyglądałabym jak człowiek, pewnie nawet jak dość ładna i pewna siebie kobieta, może ktoś uznałby mnie za piękną, a tym czasem tusz do rzęs jest na całej twarzy, a Aleksandra mruczy ciche przepraszam, które może sobie w cztery litery wsadzić. Widząc wściekłość na mojej twarzy odsuwa się na bezpieczną odległość i chowa za stertą ręczników, krzywiąc się.
-Uspokój się, to tylko Andrzej.- teatralnie przewraca oczami i wyjmuje ze stanika ostatnią, pogiętą fajkę.
-Daj ogień.- mruczy, nerwowo przeszukując kieszenie, lecz znajduje tylko papierki po cukierkach podkradane Stefanowi, uroczemu gejowi z kawiarni obok szkoły.
-Doskonale wiesz, jak Ulka nienawidzi kiedy palę w domu. W ogóle nienawidzi kiedy palę.- nie odpowiada, tylko wychodzi z łazienki, a ja usiłuję zmyć czarną maź zalegającą mi na twarzy, lecz marnie mi to idzie; mam niesamowitą ochotę się rozpłakać, lecz wtedy resztki tuszu spłynęły by  mi na policzki, brodę i znając mnie, to jeszcze poplamiły ulubioną bluzkę.
Olka z naganą przygląda mi się, kiedy usiłuję doprowadzić się do porządku, łapczywie zaciągając się papierosami i nucąc jakiś kawałek Małpy, wystukując dodatkowo rytm nogą.
-Daj trochę.- chowa przede mną fajkę, bo przecież Ulka nienawidzi jak palę i wszystko będzie śmierdzieć.
-Daj sobie spokój, serio. Myślisz że Andrzej poleci na odrobinę eyelinera?- roześmiałyśmy się, bo przecież doskonale pamiętam, kiedy mi mówił, że uwielbia naturalne, pogodne i pełne wdzięku dziewczyny, które sprawiają, że chce się żyć. Punktowałam, bo za cholerę nie potrafiłam się pomalować, mogłam tylko podkreślić usta czerwoną szminką, a nawet użycie pudru potrafiło wywołać niemałą katastrofę.

Biegnę przez Bełchatów, próbując zbyć Ulkę, która zgubiła swoją ulubioną kopertówkę, zapomniała zapłacić za Cyfrowy Polsat, więc go wyłączyli i spaliła sos do makaronu, który dobrodusznie przygotowałam jej dziś rano; zapewne z każdym zdaniem zawstydza się coraz bardziej, a ja wcale się jej nie dziwię, bo czułabym się co najmniej dziwnie, gdyby moja siostra wiedziała, gdzie leży torebka, rugało mnie za nieopłacenie rachunków i ratowało przez telefon mieszkanie przed spaleniem. Nie próbowała usprawiedliwiać się masą pracy, bo o tym, że spędza całe dnie w biurze, wiedziałam doskonale, ale nigdy nie mogłam pojąć, że potrafi się odnaleźć wśród miliona pokoików i domków, które projektuje, a nie umie zapanować nad własnym życiem.
-Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, Atena.-słyszę, jak Olka przeklina, co znaczy, że znów pokłóciła się z matką, a Ulka pozwala jej siedzieć u nas, bo deszcz pada, a potem weźmie się do naprawiania więzów rodzinnych, co sprawi, że jeszcze bardziej je poplącze, a winna zapewne będę ja.
Mam nadzieję, że o moim istnieniu zawsze będzie pamiętać.
Andrzej śmieje się ze zrozumieniem na widok moich szarych dresów i jego zresztą, za dużej koszulki, a ja wzdycham ciężko, kiedy widzę swoje odbicie w lustrze: potargane włosy, wory pod oczami i czerwone od biegu policzki. Nigdy jakoś w jego towarzystwie nie musiałam się przejmować swoim wyglądem, bo on tak cholernie pięknie naturalny sprawiał, że czułam się dobrze we wszystkim.
-No to co Atena, dzisiaj zdrowie przyszłej pani prawnik? – wcale nie było mi przykro, że Wrona pamiętał, a własna siostra zapomniała; zresztą tylko czerwona bielizna i nerwowe drganie rąk przypominały mi o czymś tak błahym jak matura. Uśmiechnęłam się do niego, a on wyciągnął z lodówki wódkę.
-Jezus, Wronko, nie przesadzasz?-  trzeci piątek z rzędu mieliśmy przeżyć, upajając się alkoholem, co bardzo mi nie pasowało ze względu na nagromadzenie emocji, wyznania, późniejsze wyrzuty Ulki, że wracam pijana, śmierdzę papierosami, marnuję zdrowie, podczas gdy ona ciężko pracuje albo siedzi sama w czterech ścianach i nie ma do kogo buzi otworzyć.

Jednak ponieważ jestem młoda, dzisiaj zdałam ostatnią maturę, nie przywykłam do życia bez alkoholu, nie lubię także niedoboru nikotyny w organizmie, korzystam z tego wszystkiego, a potem leżę na męskim, ogromnym ramieniu zastanawiam się, dlaczego on widzi we mnie tylko pieprzoną przyjaciółkę i nic po za tym. W życiu nie pomyślałabym, że może się zdarzyć coś o wiele gorszego i bardziej bolesnego niż potajemne wzdychanie do idealnego przyjaciela i bezsenność z powodu jego cudownych, orzechowych oczu.

______
Witajcie. Nie wiem na jak długo, ale jestem. 
Ostrzegam was, że to cholernie dziwne, niedokończone jeszcze opowiadanie, kompletnie nie niosące ze sobą żadnego przesłania, ale daję wam w tym część siebie. 
I ostatnie, najważniejsze: 
z kim się spotykamy w Katowicach?