Całkiem nieźle szło mi malowanie lewego oka i gdyby Olka
gwałtownie nie trzasnęła drzwiami, to wyglądałabym jak człowiek, pewnie nawet
jak dość ładna i pewna siebie kobieta, może ktoś uznałby mnie za piękną, a tym
czasem tusz do rzęs jest na całej twarzy, a Aleksandra mruczy ciche
przepraszam, które może sobie w cztery litery wsadzić. Widząc wściekłość na
mojej twarzy odsuwa się na bezpieczną odległość i chowa za stertą ręczników,
krzywiąc się.
-Uspokój się, to tylko Andrzej.- teatralnie przewraca oczami
i wyjmuje ze stanika ostatnią, pogiętą fajkę.
-Daj ogień.- mruczy, nerwowo przeszukując kieszenie, lecz
znajduje tylko papierki po cukierkach podkradane Stefanowi, uroczemu gejowi z
kawiarni obok szkoły.
-Doskonale wiesz, jak Ulka nienawidzi kiedy palę w domu. W
ogóle nienawidzi kiedy palę.- nie odpowiada, tylko wychodzi z łazienki, a ja
usiłuję zmyć czarną maź zalegającą mi na twarzy, lecz marnie mi to idzie; mam
niesamowitą ochotę się rozpłakać, lecz wtedy resztki tuszu spłynęły by mi na policzki, brodę i znając mnie, to
jeszcze poplamiły ulubioną bluzkę.
Olka z naganą przygląda mi się, kiedy usiłuję doprowadzić
się do porządku, łapczywie zaciągając się papierosami i nucąc jakiś kawałek
Małpy, wystukując dodatkowo rytm nogą.
-Daj trochę.- chowa przede mną fajkę, bo przecież Ulka
nienawidzi jak palę i wszystko będzie śmierdzieć.
-Daj sobie spokój, serio. Myślisz że Andrzej poleci na
odrobinę eyelinera?- roześmiałyśmy się, bo przecież doskonale pamiętam, kiedy
mi mówił, że uwielbia naturalne, pogodne i pełne wdzięku dziewczyny, które
sprawiają, że chce się żyć. Punktowałam, bo za cholerę nie potrafiłam się
pomalować, mogłam tylko podkreślić usta czerwoną szminką, a nawet użycie pudru
potrafiło wywołać niemałą katastrofę.
Biegnę przez Bełchatów, próbując zbyć Ulkę, która zgubiła
swoją ulubioną kopertówkę, zapomniała zapłacić za Cyfrowy Polsat, więc go
wyłączyli i spaliła sos do makaronu, który dobrodusznie przygotowałam jej dziś
rano; zapewne z każdym zdaniem zawstydza się coraz bardziej, a ja wcale się jej
nie dziwię, bo czułabym się co najmniej dziwnie, gdyby moja siostra wiedziała,
gdzie leży torebka, rugało mnie za nieopłacenie rachunków i ratowało przez
telefon mieszkanie przed spaleniem. Nie próbowała usprawiedliwiać się masą
pracy, bo o tym, że spędza całe dnie w biurze, wiedziałam doskonale, ale nigdy
nie mogłam pojąć, że potrafi się odnaleźć wśród miliona pokoików i domków,
które projektuje, a nie umie zapanować nad własnym życiem.
-Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, Atena.-słyszę,
jak Olka przeklina, co znaczy, że znów pokłóciła się z matką, a Ulka pozwala
jej siedzieć u nas, bo deszcz pada, a potem weźmie się do naprawiania więzów
rodzinnych, co sprawi, że jeszcze bardziej je poplącze, a winna zapewne będę
ja.
Mam nadzieję, że o moim istnieniu zawsze będzie pamiętać.
Andrzej śmieje się ze zrozumieniem na widok moich szarych
dresów i jego zresztą, za dużej koszulki, a ja wzdycham ciężko, kiedy widzę
swoje odbicie w lustrze: potargane włosy, wory pod oczami i czerwone od biegu
policzki. Nigdy jakoś w jego towarzystwie nie musiałam się przejmować swoim
wyglądem, bo on tak cholernie pięknie naturalny sprawiał, że czułam się dobrze
we wszystkim.
-No to co Atena, dzisiaj zdrowie przyszłej pani prawnik? –
wcale nie było mi przykro, że Wrona pamiętał, a własna siostra zapomniała;
zresztą tylko czerwona bielizna i nerwowe drganie rąk przypominały mi o czymś
tak błahym jak matura. Uśmiechnęłam się do niego, a on wyciągnął z lodówki
wódkę.
-Jezus, Wronko, nie przesadzasz?- trzeci piątek z rzędu mieliśmy przeżyć,
upajając się alkoholem, co bardzo mi nie pasowało ze
względu na nagromadzenie emocji, wyznania, późniejsze wyrzuty Ulki, że wracam
pijana, śmierdzę papierosami, marnuję zdrowie, podczas gdy ona ciężko pracuje
albo siedzi sama w czterech ścianach i nie ma do kogo buzi otworzyć.
Jednak ponieważ jestem młoda, dzisiaj zdałam ostatnią
maturę, nie przywykłam do życia bez alkoholu, nie lubię także niedoboru
nikotyny w organizmie, korzystam z tego wszystkiego, a potem leżę na męskim,
ogromnym ramieniu zastanawiam się, dlaczego on widzi we mnie tylko pieprzoną
przyjaciółkę i nic po za tym. W życiu nie pomyślałabym, że może się zdarzyć coś
o wiele gorszego i bardziej bolesnego niż potajemne wzdychanie do idealnego
przyjaciela i bezsenność z powodu jego cudownych, orzechowych oczu.
______
Witajcie. Nie wiem na jak długo, ale jestem.
Ostrzegam was, że to cholernie dziwne, niedokończone jeszcze opowiadanie, kompletnie nie niosące ze sobą żadnego przesłania, ale daję wam w tym część siebie.
I ostatnie, najważniejsze:
z kim się spotykamy w Katowicach?
ha, a jednak! <3
OdpowiedzUsuńNo na pewno ze mną Słońce.
OdpowiedzUsuńDobrze przeczytałam, Atena? Oryginalne imię. Brakowało mi Ciebie tutaj, Ziel. Cholernie, oj cholernie. Cieszę się, że jednak postanowiłaś wrócić i aż mam ochotę na coś volleyowego, chociaż zarzekałam się, że nic takiego nie napiszę.
Może być o niczym i bez żadnego konkretnego przesłania, ale ważne abyś to ty je pisała ;)
OdpowiedzUsuńAtena? Hmm bardzo oryginalne imię ;)
Jak ja mam Ci natłuc do tej łepetyny, że Twój Andrzej jest niezaprzeczalnie fenomenalny, hm?
OdpowiedzUsuńJezuniu Przenajświętszy! Klepię z całych sił takiego Andrzejka! ♥
OdpowiedzUsuńJakie to wszystko popieprzone, Ulka, Atena, Olka. Ale ja lubię, kiedy po części nie łapię, o co chodzi. *.*
Ja pieprzę. Ciekawe czemu ja dopiero tu jestem. Uwielbiam dziwne.
OdpowiedzUsuń<3
a ja ostrzegam, że zostaje :D
OdpowiedzUsuńA czy ja kurwa mać tego w ogóle nie czytałam? A czy mogę sobie strzelić w guowę?
OdpowiedzUsuńPrzyszłam powiedzieć, że niezmiennie cię uwielbiam
OdpowiedzUsuń