wtorek, 2 lipca 2013

lubię gdy jesteś naturalna i luźna i nie wstydzisz się tego pokazać przy ludziach

Całkiem nieźle szło mi malowanie lewego oka i gdyby Olka gwałtownie nie trzasnęła drzwiami, to wyglądałabym jak człowiek, pewnie nawet jak dość ładna i pewna siebie kobieta, może ktoś uznałby mnie za piękną, a tym czasem tusz do rzęs jest na całej twarzy, a Aleksandra mruczy ciche przepraszam, które może sobie w cztery litery wsadzić. Widząc wściekłość na mojej twarzy odsuwa się na bezpieczną odległość i chowa za stertą ręczników, krzywiąc się.
-Uspokój się, to tylko Andrzej.- teatralnie przewraca oczami i wyjmuje ze stanika ostatnią, pogiętą fajkę.
-Daj ogień.- mruczy, nerwowo przeszukując kieszenie, lecz znajduje tylko papierki po cukierkach podkradane Stefanowi, uroczemu gejowi z kawiarni obok szkoły.
-Doskonale wiesz, jak Ulka nienawidzi kiedy palę w domu. W ogóle nienawidzi kiedy palę.- nie odpowiada, tylko wychodzi z łazienki, a ja usiłuję zmyć czarną maź zalegającą mi na twarzy, lecz marnie mi to idzie; mam niesamowitą ochotę się rozpłakać, lecz wtedy resztki tuszu spłynęły by  mi na policzki, brodę i znając mnie, to jeszcze poplamiły ulubioną bluzkę.
Olka z naganą przygląda mi się, kiedy usiłuję doprowadzić się do porządku, łapczywie zaciągając się papierosami i nucąc jakiś kawałek Małpy, wystukując dodatkowo rytm nogą.
-Daj trochę.- chowa przede mną fajkę, bo przecież Ulka nienawidzi jak palę i wszystko będzie śmierdzieć.
-Daj sobie spokój, serio. Myślisz że Andrzej poleci na odrobinę eyelinera?- roześmiałyśmy się, bo przecież doskonale pamiętam, kiedy mi mówił, że uwielbia naturalne, pogodne i pełne wdzięku dziewczyny, które sprawiają, że chce się żyć. Punktowałam, bo za cholerę nie potrafiłam się pomalować, mogłam tylko podkreślić usta czerwoną szminką, a nawet użycie pudru potrafiło wywołać niemałą katastrofę.

Biegnę przez Bełchatów, próbując zbyć Ulkę, która zgubiła swoją ulubioną kopertówkę, zapomniała zapłacić za Cyfrowy Polsat, więc go wyłączyli i spaliła sos do makaronu, który dobrodusznie przygotowałam jej dziś rano; zapewne z każdym zdaniem zawstydza się coraz bardziej, a ja wcale się jej nie dziwię, bo czułabym się co najmniej dziwnie, gdyby moja siostra wiedziała, gdzie leży torebka, rugało mnie za nieopłacenie rachunków i ratowało przez telefon mieszkanie przed spaleniem. Nie próbowała usprawiedliwiać się masą pracy, bo o tym, że spędza całe dnie w biurze, wiedziałam doskonale, ale nigdy nie mogłam pojąć, że potrafi się odnaleźć wśród miliona pokoików i domków, które projektuje, a nie umie zapanować nad własnym życiem.
-Wiesz, mam wrażenie, że o czymś zapomniałam, Atena.-słyszę, jak Olka przeklina, co znaczy, że znów pokłóciła się z matką, a Ulka pozwala jej siedzieć u nas, bo deszcz pada, a potem weźmie się do naprawiania więzów rodzinnych, co sprawi, że jeszcze bardziej je poplącze, a winna zapewne będę ja.
Mam nadzieję, że o moim istnieniu zawsze będzie pamiętać.
Andrzej śmieje się ze zrozumieniem na widok moich szarych dresów i jego zresztą, za dużej koszulki, a ja wzdycham ciężko, kiedy widzę swoje odbicie w lustrze: potargane włosy, wory pod oczami i czerwone od biegu policzki. Nigdy jakoś w jego towarzystwie nie musiałam się przejmować swoim wyglądem, bo on tak cholernie pięknie naturalny sprawiał, że czułam się dobrze we wszystkim.
-No to co Atena, dzisiaj zdrowie przyszłej pani prawnik? – wcale nie było mi przykro, że Wrona pamiętał, a własna siostra zapomniała; zresztą tylko czerwona bielizna i nerwowe drganie rąk przypominały mi o czymś tak błahym jak matura. Uśmiechnęłam się do niego, a on wyciągnął z lodówki wódkę.
-Jezus, Wronko, nie przesadzasz?-  trzeci piątek z rzędu mieliśmy przeżyć, upajając się alkoholem, co bardzo mi nie pasowało ze względu na nagromadzenie emocji, wyznania, późniejsze wyrzuty Ulki, że wracam pijana, śmierdzę papierosami, marnuję zdrowie, podczas gdy ona ciężko pracuje albo siedzi sama w czterech ścianach i nie ma do kogo buzi otworzyć.

Jednak ponieważ jestem młoda, dzisiaj zdałam ostatnią maturę, nie przywykłam do życia bez alkoholu, nie lubię także niedoboru nikotyny w organizmie, korzystam z tego wszystkiego, a potem leżę na męskim, ogromnym ramieniu zastanawiam się, dlaczego on widzi we mnie tylko pieprzoną przyjaciółkę i nic po za tym. W życiu nie pomyślałabym, że może się zdarzyć coś o wiele gorszego i bardziej bolesnego niż potajemne wzdychanie do idealnego przyjaciela i bezsenność z powodu jego cudownych, orzechowych oczu.

______
Witajcie. Nie wiem na jak długo, ale jestem. 
Ostrzegam was, że to cholernie dziwne, niedokończone jeszcze opowiadanie, kompletnie nie niosące ze sobą żadnego przesłania, ale daję wam w tym część siebie. 
I ostatnie, najważniejsze: 
z kim się spotykamy w Katowicach? 

9 komentarzy:

  1. No na pewno ze mną Słońce.
    Dobrze przeczytałam, Atena? Oryginalne imię. Brakowało mi Ciebie tutaj, Ziel. Cholernie, oj cholernie. Cieszę się, że jednak postanowiłaś wrócić i aż mam ochotę na coś volleyowego, chociaż zarzekałam się, że nic takiego nie napiszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może być o niczym i bez żadnego konkretnego przesłania, ale ważne abyś to ty je pisała ;)
    Atena? Hmm bardzo oryginalne imię ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja mam Ci natłuc do tej łepetyny, że Twój Andrzej jest niezaprzeczalnie fenomenalny, hm?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezuniu Przenajświętszy! Klepię z całych sił takiego Andrzejka! ♥
    Jakie to wszystko popieprzone, Ulka, Atena, Olka. Ale ja lubię, kiedy po części nie łapię, o co chodzi. *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja pieprzę. Ciekawe czemu ja dopiero tu jestem. Uwielbiam dziwne.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja ostrzegam, że zostaje :D

    OdpowiedzUsuń
  7. A czy ja kurwa mać tego w ogóle nie czytałam? A czy mogę sobie strzelić w guowę?

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyszłam powiedzieć, że niezmiennie cię uwielbiam

    OdpowiedzUsuń